czwartek, 12 czerwca 2014

Dziwny paradoks Bitcoina


Bitcoin - niesamowity wynalazek, który szturmem podbija rynki. Nie jest z resztą jedyną wirtualną walutą, która szaleje w internecie. Okazuje się, że coraz bardziej także poza nim. 12 maja 2014 roku w Warszawie przy ulicy Kruczej 46 otwarta została pierwsza w Europie ambasada Bitcoin. Miejsce, gdzie można dowiedzieć się więcej o tej walucie, jak zarabiać, jak inwestować, a także kupić koparki do Bitcoinów. Czym są koparki? Żeby na to odpowiedzieć należy najpierw wyjaśnić czym właściwie jest Bitcoin. Zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu.


Zatrzymajmy się na chwilę przy owym "bardzo wydajnym sprzęcie komputerowym". Jeden komputer to naprawdę za mało, żeby obecnie zdobywać Bitcoiny, gdyż kopanie ich polega na udostępnianiu mocy obliczeniowej komputera. Wraz ze wzrostem wartości Bitcoina (na dzień dzisiejszy 1 BTC = około 1750 zł), rośnie też poziom trudności ich kopania. W tym wypadku zarabia się na pracy, ale nie własnej, a pracy maszyny - udostępnianej mocy obliczeniowej, która jest wykorzystywana do szyfrowania transakcji Bitcoinami. Szyfr używany do tego celu to popularny Scrypt, albo wykorzystywany przez NSA szyfr SHA-256 (na nim właśnie opiera się Bitcoin), obecnie praktycznie niemożliwy do złamania. Jeszcze około 5 miesięcy temu wystarczyło mieć bardzo wydajną kartę graficzną, lub koparkę podłączaną do USB, aby kopać przyzwoite ilości kasy (sam posiadam koparkę USB opartą na systemie ASIC o prędkości 336 mh/s). Hashe na sekundę to prędkość, z jaką szyfrujemy transakcje. Wydawać by się mogło, że 336 megahashy na sekundę to nieźle, i owszem tak było - 5 miesięcy temu. Obecnie aby kopać przyzwoitą ilość Bitcoinów potrzebne są koparki o prędkości od 500 Gh/s do 1 Th/s. Takie koparki mogą kosztować od 1.500 do nawet 30.000 zł. Paradoks w tym wypadku polega na ilości wkładu własnego, który wymagany jest w zainwestowanie w tą walutę. Biorąc pod uwagę, że jej algorytm nie jest w stanie dopuścić do zjawiska inflacji (aczkolwiek zjawisko deflacji już jest jak najbardziej możliwe), może się okazać że zakupiony sprzęt, który miał się zwrócić po około 7 miesiącach pracy, nie zwróci się w ogóle, bo wartość Bitcoina, ergo - sprzęt potrzebny do szyfrowania transakcji - będzie rosła. To jednak nie przeszkadza owej walucie się rozwijać, wiele firm wprowadza płatności BTC, Uniwersytet we Wrocławiu (o ile mnie pamięć nie myli) przez pewien czas pozwalał opłacać akademik i czesne w BTC, nawet powstają bankomaty, gdzie można zamieniać Bitcoiny na inne waluty, a także wypłacać same monety w fizycznej formie. Waluta, która nie ma przełożenia na parytet i jest całkowicie zdecentralizowana, naprawdę kusi - to jest współczesne Klondike, gdzie można albo sporo zarobić, albo wszystko stracić. Jednak sprzęt wymagany do kopania sprawia, że jest to opcja tylko dla, i tak już, bogatych. Do tego naturalnie doliczyć należy ceny prądu, bo koparki mogą pobierać nawet po kilka Kilowatów. Niedawno miał miejsce incydent w USA, gdzie jeden z pracowników agencji rządowej, wykorzystywał zdalnie jej komputery do kopania Bitcoinów, za co naturalnie został zwolniony z pracy, a sprawa odbiła się głośnych echem. Okazuje się więc, że nawet ludzie z instytucji finansowanych przez nie-lubiący-opozycji-walutowej establishment dochodzą do wniosku, że to jest dobra inwestycja. Bitcoin ma sławę, jednak początkującym zalecałbym rozejrzenie się za alternatywnymi walutami, które w tej chwili nie mają wielkiej wartości, ale mogą jej nabrać w pewnym okresie czasu (Litecoin, Peercoin, Dogecoin). W końcu od tego zaczynali ludzie od Bitcoina - groszowych stawek. Dziś zbili fortunę. Nowa gorączka złota trwa więc w najlepsze. Koparki w dłoń... Znaczy... Do prądu, i jazda! O ile mamy nerwy i cierpliwość.

środa, 11 czerwca 2014

Witam w mojej kwaterze


Postanowiłem zrezygnować z uprzednio prowadzonego bloga i założyć coś nowego i świeżego, o zupełnie innej jakości, ale niekiedy zbieżnej tematyce. Naturalnie dominowały będą tutaj tematy społeczno-polityczno-rozrywkowe (jak w ogóle można tą łączyć - nie wiem), czyli właśnie te tematy po których śmigam jak Kelly Slater po przedniej fali. Nie obiecuję, że wpisy będą pojawiały się regularnie, ale będą się pojawiały. Kiedyś. A co do samego tytułu - wirtokracja, czyli rządy pozorów. Świat możliwy, ale jednak pozorny. Co kto chce do tego przypisać, niech przypisze sam. Bo ja palcem wskazywać nie będę ;)