sobota, 6 lutego 2016

Wojna (w) cywilizacji

Od kilku miesięcy jesteśmy bombardowani wiadomościami na temat uchodźców z Syrii, którzy zmierzają do Europy, lub też już się w niej znajdują. Na te informacje nałożyła się panika wywołana atakami w Paryżu z dnia 13 listopada 2015. Mimo iż wielkie polityczne głowy majstrują nad sposobami poradzenia sobie z sytuacją, to nie da się uniknąć głównego skutku wszystkich tych wydarzeń - strachu. Wydaje się jakby to właśnie strach stał się motorem napędowym współczesnych ruchów prawicowych, które z każdej możliwej strony i w każdy możliwy sposób starają się przedstawić świat islamu jako obcy, wrogi, desktrutywny, i inwazyjny. Taktyka okazuje się skuteczna, ponieważ obecnie można zauważyć odradzanie się ruchów skrajnej prawicy, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. W USA jednym z głównych kandydatów do objęcia fotela prezydenta jest Donald Trump, którego pomysły koncentrują się wokół izolacjonizmu i deportowania tylu imigrantów, ilu tylko się da. Następnie należy wybudować mur na granicy z Meksykiem i strzelać do każdego, kto ów mur będzie chciał przekroczyć. Strzelać może naturalnie każdy, gdyż pod jego rządami coś takiego jak "regulacja rynku broni palnej" nie ma prawa bytu. W Europie zaś widzimy jak Orban musi odpierać ataki prawicy na Węgrzech, mimo że przez wiele lat to radykalna lewica była jego głównym wrogiem. Tym samym Orban wpadł w pułapkę, gdyż aby odpierać prawicę musi się zgadzać na część ich pomysłów (aby nie stracić wyborców), co skutkuje oddalaniem się od Unii Europejskiej, nie wykluczone że nawet wyrzuceniem z niej. Niemcy męczą się w tej chwili z ruchem PEGIDA, który za główny cel stawia sobie odislamizowanie Europy, zaś Hiszpania wydaje zakazy protestowania, bo nie jest sobie w stanie poradzić z ilością buntów. We Francji Ruch Narodowy, z którego lewicowe media zawsze się śmiały (coś w stylu naszego rodzimego Korwina) posiada w tej chwili poparcie, pozwalające na wygranie wyborów. Jest jeszcze Wielka Brytania i ta [cenzura] David Cameron, który uważa że obywatele powinni nie tylko akceptować masową inwigilację, ale wręcz ją kochać (nie wspomnę o tym, że facet uważa za radykałów ludzi, którzy nie wierzą w przekazywane przez rząd i media mainstreamowe informacje). 
To jednak mamy z jednej strony. Z drugiej zaś stoi koalicja, której przewodzi jaśnie nam panująca Angela Merkel, wraz ze wspierającymi ją Francoisem Hollande i zdecydowaną większością parlamentu UE. Tu znów uderzamy w temat marksizmu kulturowego i wypaczonych pomysłów lewicy. Ci ludzie nie tylko nie mają pomysłu na rozwiązanie kryzysu imigracyjnego, ale dla nich ten kryzys jest rozwiązaniem. Islamizacja starego kontynentu nie tylko nie jest dla nich niczym złym, ale jest wręcz działaniem pożądanym, biorąc pod uwagę jak wiele środków i czasu przeznacza się na specjalne warunki traktowania mniejszości muzułmańskiej. Ciekawe czemu na przykład żydzi nie mają specjalnego traktowania? Ach, zapomniałem że mają. Na dwa dni przed atakami w Paryżu rada UE chciała przyjąć dyrektywę, aby wszystkie produkty pochodzące ze stref okupowanych przez Izrael miały specjalne oznaczenia. Czyżby miłość do Palestyny tak bardzo zaślepiła europejską lewicę, że potrafią widzieć jedynie opresyjność wobec muzułmanów? Cóż, czego się spodziewać po przedstawicielach ludu, którzy z ludem ostatni raz mieli cokolwiek wspólnego za czasów komuny, a i tak tylko z nazewnictwa, bo wtedy wszystko było ludowe.

Tak naprawdę nie mamy jednak do czynienia tylko z jednym konfliktem. Powyższe przykłady pokazują, że coraz mocniej zarysowujący się podział pomiędzy światem zachodu i islamu, tworzy również podział wewnątrz świata zachodu i islamu. O ile na bliskim wschodzie od lat mamy konflikt pomiędzy szyitami i sunnitami (ISIS jest sunnickie), to w Europie od czasów zimnej wojny nie było tak zaciętej walki pomiędzy prawicą i lewicą. Generalnie takiej walki nie było od lat 50 ubiegłego wieku. Decyzje podejmowane w oparciu o te ideologie w tym konkretnym momencie historii, w którym się znaleźliśmy, będą miały swoje konsekwencje przez następne X lat - nikt tak naprawdę nie wie jak długo. Jednak obie cywilizacje znalazły się w pewnym punkcie krytycznym. O ile na bliskim wschodzie obserwujemy zaciętą walkę z nacjonalizmem, o tyle w świecie zachodu przeżywa on swój renesans. Państwo islamskie nie cierpi nacjonalizmu. Jego członkowie wychodzą z założenia, że dzielenie muzułmanów granicami jedynie ich osłabia i sprawia że są zaślepieni. Dla nich jedynym banerem pod którym warto walczyć, jest słowo Allaha. Świat zachodu zaczyna natomiast mieć dosyć centralizacji władzy i narzucania ideologii na poszczególne kraje. To pokazuje, że ten konflikt toczy się w samym jądrze wartości politycznych, religijnych i światopoglądowych. I jak na razie świat zachodu przegrywa tą wojnę z kretesem. Jasne - mamy bombowce, czołgi, technologię, bajery nie z tej ziemi, jednak należy się bliżej przyjrzeć co właściwie robimy z naszymi wartościami. Znaleźliśmy się w punkcie rozbieżności pomiędzy budowaniem murów (także między sobą), pomagania innym kosztem narzucania nam przez tych innych ich własnych wartości, a porzucaniem idei wolnościowych na rzecz zwiększania bezpieczeństwa. Innymi słowy mamy teraz cztery wyjścia:
1) Decyzje kierowane sumieniem i współczuciem, które w rezultacie doprowadzają do zaniku naszej własnej kultury (tym samym tych idei).
2) Izolacjonizm, który ponownie może doprowadzić do poważnych konfliktów wewnątrz cywilizacji zachodu, być może nawet zbrojnych.
3) Zabijanie wolności w imię wzmocnienia poczucia bezpieczeństwa, co prowadzi do legitymizacji państwa policyjnego i budowania reżimów pseudodemokratycznych (vel Rosja).
4) Odpieranie wartości świata islamu poprzez wartości chrześcijańskie, co jednocześnie prowadzi do ograniczania praw i swobód mniejszości seksualnych, religijnych, narzucania systemu aksjonormatywnego na sztukę i filozofię życia codziennego. Inaczej - normalność pod znakiem krzyża, nawet jeżeli niektórzy będą płakali, bo mają z tego tylko drzazgi.

Jak widać - jesteśmy w dupie. Postmodernistyczny świat, który próbowaliśmy zbudować legł w gruzach, zaś każda droga którą opcjonalnie możemy pójść, zawiedzie nas w mroczniejsze, mniej przyjazne rejony. Interesujące jest jednak w jaki sposób problemy, z którymi teraz mierzą się nasze cywilizacje, przedstawiany są w kulturze popularnej. Najlepsze jest to, że dzieje się to w sposób niezamierzony, gdyż powodem do refleksji mogą być tutaj filmy, które w zamierzeniu w ogóle nie miały nawiązywać do tego tematu. I tak na przykład możemy spojrzeć na trailer filmu Warcraft, gdzie spokojnie możemy zamienić królestwo ludzi na cywilizację zachodu, zaś orków na świat islamu. Patrząc na to w ten sposób, wyłania się obraz bardzo niepokojącej analogii.

 

Okazuje się, że trwający już od 15 lat (a biorąc pod uwagę wcześniejsze interwencje USA w Iraku, a także ZSRR w Afganistanie) konflikt odciska trwałe piętno na pewnej wizji postrzegania świata. Narzucanie tej wizji wywodzi się z idei Weltanschauung, która to była praktykowana na ogromną skalę w III Rzeszy. Co ciekawe - Amerykanie następnie przejęli tą wizję, rozbudowali ją (między innymi poprzez projekt MK-Ultra) i stworzyli podwaliny tego co jest dzisiaj znane jako wojna psychologiczna, na czele oczywiście z amerykańską wizją postrzegania całego globu ("best nation in the world" i takie pierdoły). Trzymając się wciąż tematów Ameryki i wojny w naszej własnej cywilizacji - można się zastanowić czy w popkulturze został odwzorowany i ten konflikt. Okazuje się, że jak najbardziej. Jest to adaptacja komiksu, którego idea narodziła się za czasów zimnej wojny i teraz przeżywa swój renesans. Walka pomiędzy niebezpieczną wolnością i bezpieczną kontrolą w nowej części Kapitana Ameryki.

 

Problemy z którymi się dziś mierzymy nie są czymś nowym. Są to bardzo stare problemy, które jedynie pojawiają się w nowych wydaniach. Nigdy jednak nie były one tak mocno zaznaczone w kulturze popularnej (kiedyś - masowej) skłaniając do refleksji na temat tego, jaki świat przygotowujemy dla przyszłych pokoleń. Świat opozycji pomiędzy wschodem i zachodem? Świat walki o wolność i demokrację, które w tej walce są przez nas zarzynane jak świnie? Czy też może świat zachodu zdał sobie sprawę, że trzeba wprowadzić więcej autorytaryzmu do społeczeństw, których nie da się tak łatwo kontrolować? Ale kto właściwie podejmuje te decyzje? Ludzie tacy, jak Pani Merkel, czy Pan Orban? Cywilizacja zachodu niewątpliwie znalazła się w punkcie krytycznym, gdzie pozostawanie biernym wobec zachodzących zmian jest przejawem najwyższej ignorancji i obojętności. Ponieważ jeżeli ktoś chce walczyć o swoją wizję przyszłości, lub wizję przyszłości, którą chciałby dla swoich dzieci - teraz jest właśnie czas na podejmowanie działań. Niezależnie od tego czy będzie to autorytaryzm, anarchia, czy monoteizm polityczny. Ponieważ jeżeli my - jako ludzie którzy nie stoją na szczytach władzy, nie wypowiemy się właśnie teraz... To ludzie którzy stoją na szczytach władzy narzucą nam swoją wizję przyszłości. I zdecydowanie nie będzie to wizja, która będzie dobra dla "poddanych". 

Każdy więc powinien się zastanowić nad swoim weltanschauung, nad wartościami jakie chce pielęgnować, nad ludźmi którym chce wierzyć. Nie tylko dlatego że stanowi to o samoświadomości jednostki ludzkiej w sieci nieskończonych wręcz powiązań, ale dlatego że decyzje podejmowane w punkcie krytycznym mają swoje konsekwencje przez bardzo długi okres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz